Takiej huśtawki emocji dawno nie przeżyłam

Takiej huśtawki emocji dawno nie przeżyłam

niedziela, 23 października 2016

"Wyspa złoczyńców" Zbigniew Nienacki

Opis z okładki:
Pan Tomasz dziedziczy po wujku wynalazcy murowany garaż wraz z przechowywanym w nim pokracznym samochodem. Mimo brzydoty pojazdu, zaciekawiony dziwnymi właściwościami samochodu, postanawia go zatrzymać. Wyrusza w okolice Ciechocinka na poszukiwania ukrytych tam podczas drugiej wojny zbiorów muzealnych. Wyprawa okaże się fascynującą, choć niebezpieczną przygodą.


Narzekacie, że tylko w książkach młodzi chłopcy przeżywają przygody. Nie szukajcie przygód, bo ich nie znajdziecie, przygoda sama do was przyjdzie. Tylko że ona nie lubi leniwych. Trafia do tych, którzy mają oczy szeroko otwarte i zauważą jej znak. 



Moja opinia:
Z ogromną przyjemnością powróciłam w tym tygodniu do przygód Pana Samochodzika. Pierwszy raz zetknęłam się z serią jeszcze w podstawówce i już wtedy była ona dość stara, bo pierwsze wydanie Wyspy Złoczyńców pochodzi z 1964. A wciąż pojawiają się nowe odsłony. Seria jest więc ponadczasowa i zdecydowanie godna poznania.


Głównym bohaterem jest pan Tomasz, który po śmierci wujka Gromiły przedziwny samochód. Opisuje go tak:
Wyobraźcie sobie czółno odrapane, zielonkawo-żółte, z zaciekami brązowymi i granatowymi, na czterech kółkach, z którymch dwa tylne mają szprychy, a dwa przednie ich nie posiadają. Na tym czółnie znajduje się brezentowy wypłowiały namiot koloru khaki. W namiocie tym są celuloidowe okienka - z tyłu i z boku. (...) Reszta namiotu zabudowana jest jakimiś dziwacznymi mechanizmami. 


Podczas podróży takim pojazdem, pan Tomasz musiał się nasłuchać przeróżnych ubliżań, ale z czasem samochód okazywał się mieć całkiem sporo ukrytych udoskonaleń i wygląd powoli przestawał mieć dla niego znaczenie. Niechciany prezent stał się szansą na upragniony urlop nad Wisłą oraz okazją do przeżycia niesamowitych przygód, które już wkrótce miały naszego bohatera odnaleźć.


Bo przygody nie trzeba szukać. Ona zjawia się sama. Przychodzi w najbardziej niespodziewanych momentach i w nieoczekiwanej postaci, najczęściej, gdy nie spodziewamy się jej, nie pragniemy jej, gdy nie jest nam ona potrzebna. 


Podczas urlopu pan Tomasz ma odnaleźć zaginione zbiory dziedzica Dunina. Rozbija namiot nad Wisłą, w okolicach Torunia i Ciechocinka, po czym rozpoczyna śledztwo.


Powieść pana Nienackiego jest napisana prostym językiem, bardzo łatwym w odbiorze, więc wciągnąć się lekturę było mi niezwykle łatwo. Gdybym nie wiedziała, jak stare jest pierwsze wydanie, nie zauważyłabym podstarzałych akcentów w języku. Natomiast na szczególną uwagę zasługuje tu kreacja postaci. Pan Tomasz zauroczył mnie uprzejmością, inteligencją i odwagą w kontakcie z nieznanym.


Pan jest tajemniczym osobnikiem. Przybył pan tu nie wiadomo skąd i nie wiadomo, w jakim celu. Nie mamy pretensji, że nie chce pan nam tak od razu zdradzić swojej tajemnicy, ale będziemy pana odwiedzać i być może okażemy się godni pańskiego zaufania.


Bohaterowie drugoplanowi są również godni uwagi. Każdy następny jest jeszcze bardziej oryginalny, niż poprzedni. Jeszcze w drodze na urlop pan Tomasz poznaje Teresę, nieco bezczelną autostopowiczkę, która uwielbia przygodę i niebezpieczeństwa, ale przez swoją naiwność ufa niewłaściwym osobom. Mamy też grupę harcerzy z Wilhelmem Tellą na czele, którzy w czasie leśnych wypraw radzą sobie mistrzowsko, studentkę antropologii Zaliczkę, której tylko romanse w głowie, a także pana Karola, rzekomego detektywa. Jedyne, co mi tutaj przeszkadzało to kreacja damskich postaci. Z wyjątkiem Hanki, która odważnie stara się bronić ojca przed niesłusznymi zarzutami, dziewczyny są tutaj dość naiwne i na ogół nie radzące sobie bez męskiej pomocy, co potrafiło zirytować.


Historia i antropologia były tu omawiane dość dokładnie, bo bez dobrego poznania kontekstu, trudno byłoby rozwiązać sprawę zaginionych zbiorów, ale wszystkie naukowe wyjaśnienia były napisane językiem równie przystępnym, jak pozostała część powieści. Nawet ci, którym z historią nie po drodze, nie zostaną odstraszeni.


Podsumowując,  Wyspa złoczyńców to lektura bardzo przyjemna, a do tego ponadczasowa, bo zdążyła się dobrze zakorzenić w polskim kanonie przygodowych powieści dla szczególnie młodych czytelników, ale nie tylko. Serdecznie polecam!


Cóż poczyniliście do tej pory dla przywołującej was przygody?




Moja ocena: 10/10!


Pozdrawiam!





czwartek, 20 października 2016

"Upiór południa. Czerń" Maja Lidia Kossakowska

Opis z okładki:
Malaria szepcze do mnie czule, lód w mojej głowie zaraz rozsadzi mózg, czuję jak tyka niewidzialny zegar uzbrojonej bomby. Krwi!
Korespondenci wojenni - akolici obłąkanego, żądnego krwi boga, zwanego opinią publiczną. Jego kaprys rzuca ich poza śmierć, czas i zaświaty. Wprost do prywatnej piwnicy Pana Boga, by odkryć krainę Pana Kałasznikowa. Ale i on jest tu tylko sługą.

Afryka to prastary kontynent. Duchy, przodkowie, demony, orisza. Wszyscy tu są. I skądś muszą czerpać energię, by żyć. To jeszcze szaleństwo, czy już opętanie? "Czerń" jest pierwszą z czterech minipowieści, składających się na cykl "Upiór Południa". Wspólnym i przewodnim motywem tych zapisków znad krawędzi światów jest... upał.



Tak się właśnie czuję.
Zagubiony zwierzak.
W wielkim, nieprzyjaznym mieście, na kontynencie ludzi czarnych jak hebanowe drewno.


Moja opinia:
Zazwyczaj nie sięgam po powieści, o których wiem, że będą pełne przemocy. Jakoś instynktownie udawało mi się ich unikać, nawet sięgając po randomowe książki w bibliotece. Jednak w życiu każdego czytelnika przychodzi czas na odkrywanie nowych horyzontów. Sięgnęłam więc dzielnie po powieść z ludzką czaszką na okładce w odcieniach czerwieni i czerni, gotowa na przygodę. 


Zacznijmy od zalet. To jedna z bardziej oryginalnych pozycji jakie czytałam. Niepozorna mikropowieść, którą zbyt często widywałam na półkach w bibliotekach, by należała do tych bardziej czytanych lektur. A jednak, zaskakująco mocno mnie wciągnęła i wywołała całą gamę różnych emocji, od zdziwienia, przez żywe zainteresowanie, chłód rozczarowania, po spokojną akceptację.


Przez większość czasu byłam po prostu sfrustrowana, może troszeczkę zła. Naiwnie spodziewałam się relacji z Afryki, miałam nadzieję poznać lepiej na razie zupełnie nieosiągalny dla mnie kontynent. Tymczasem główny nacisk położony był na psychikę reportera wojennego po ciężkich przeżyciach. A biedny facet w głowie ma po prostu kaszankę. 


Po co była mi ta cała Afryka, te wszystkie inne Salwadory i Czeczenie? Bo przyciąga mnie zapach krwi, swąd wojny. Bo potrzebuję pooddychać powietrzem przesyconym masakrą, żeby poczuć, że w ogóle żyję. Kiedy ocieram się o śmierć, mogę spać, mogę pracować, pieprzyć się i snuć plany na przyszłość. Bez tego jestem workiem skóry wypełnionym papką z wody i mięsa. 


Ta powieść to zlepek luźno związanych ze sobą wydarzeń, opisywanych z perspektywy bohatera z poważnymi zaburzeniami psychicznymi, który wie, że coś z nim nie tak. Próbuje się wyleczyć miłością, zwyczajną codziennością we Francji, ale Afryka wciąż go przyzywa z powrotem. Wszędzie pojawiały się krwawe porównania, mnóstwo czerwieni, mięsa, bólu i śmierci. Czułam się zagubiona w rzeczywistości, do której powieść mnie przeniosła. Nie wiedziałam czy brnąć w to dalej, czy może dać sobie spokój. Liczyłam, że książka może mnie jeszcze zaskoczy. 


Wkrótce okazało się, że facet nie zwariował, a w całą sprawę wplątał się pewien afrykański bóg. Sceny mordów zaczęły pojawiać się jeszcze częściej. Makabrycznych, trudnych do przyjęcia. O nich czytałam z grymasem na twarzy. Niby spodziewałam się ich sięgając po tę powieść, ale gdy przyszło co do czego, zaczynałam się zastanawiać, czy sięgnięcie po tę powieść rzeczywiście było dobrym pomysłem.


Jestem dzikim, wściekłym zwierzem, a to wy chłopcy staliście się ofiarami. Patrzę na was żółtymi oczami drapieżcy. Jak lampart na grupkę dzieci, kilka kózek do szybkiego rozszarpania, parę bezbronnych antylop. Przekąskę. 
Załatwię was, bo umiem. 
To jedyne, co potrafię. 
W tej chwili jestem samą, skoncentrowaną walką.
Urodziłem się, żyłem o oddychałem tylko po to, żeby was teraz rozszarpać. 


Co do zakończenia, dotarłam na ostatnią stronę naprawdę sfrustrowana. Na razie jestem zła na Jacka i nie wiem czy sięgnę po kolejną część. Chyba tylko w wyjątkowo morderczym nastroju. Jednocześnie cieszę się, że sięgnęłam po lekturę inną niż zwykle. Warto od czasu do czasu spróbować czegoś nowego. Polecam książkę miłośnikom twórczości pani Kossakowskiej i tym o naprawdę mocnych nerwach ;)


Moja ocena: 6,5/10.


Pozdrawiam!


Recenzja bierze udział w wyzwaniu "Czytam fantastykę IV"



Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...