Takiej huśtawki emocji dawno nie przeżyłam

Takiej huśtawki emocji dawno nie przeżyłam

środa, 29 lipca 2015

"Alicja w krainie zombi" Gena Showalter

  
źródło
Opis:
Żałuję, że nie mogę się cofnąć w czasie i postąpić inaczej w wielu sprawach. Powiedziałabym swojej siostrze: nie. Nigdy nie błagałabym matki, by porozmawiała z ojcem. Zasznurowałabym usta i przełknęła te nienawistne słowa. Albo chociaż uściskałabym siostrę, mamę i tatę po raz ostatni. Powiedziałabym, że ich kocham, Żałuję... tak, żałuję. 
Jej ojciec miał rację. Potwory istnieją...
By pomścić śmierć rodziny, Alicja musi się nauczyć, jak walczyć z zombi. Nie spocznie, dopóki nie odeśle każdego żywego trupa z powrotem do grobu. Na zawsze. 



Moja opinia:
Uwielbiam, gdy książki nawiązują do kultowych bajek czy powieści dla dzieci. Szczególnie, gdy są one skierowane do starszych odbiorców. To zawsze przywołuje tyle wspomnień. Od razu podchodzi się do nowego utworu z pakietem emocji, które kojarzą ci się z pierwowzorem. W trakcie czytania szukasz powiązań i różnic. Często można się nieźle zdziwić, jak bardzo fabuła można odejść od kultowej historii, a jednak dalej pozostać z nią związana. 

Oczekując podobnej przygody, sięgnęłam po Alicję w Krainie Zombi. W dzieciństwie nie przepadałam za Alicją w Krainie Czarów. Właściwie nie nienawidziłam jej, po prostu inne baśnie bardziej do mnie przemawiały. Niemniej jednak, wciąż znałam historię Alicji i byłam ogromnie ciekawa, w jakim świecie tym razem wyląduje. Czy Kraina Zombi skuteczniej mnie wciągnęła? 

    
źródło
W sumie tak. Bawiłam się z tą książką świetnie. W prawdzie nie umierałam z zachwytu nad projektem samych zombi, ale niektóre rozwiązania wprowadzone przez panią Showalter całkiem pozytywnie mnie zaskoczyły. SPOILER! Osadzenie fabuły w znanej nam rzeczywistości z dodatkiem zombi w sferze duchowej wydało mi się całkiem niezłym pomysłem, oryginalnym. No i to by było na tyle w kwestii oryginalności. WIĘCEJ SPOILERÓW!! Co do całej historii ze śmiercią rodziców, walką z szkolną hierarchią i romansu z Colem, nic mnie już nie zaskoczyło. Wydarzenia rozgrywały się w umiarkowanym tempie, z paroma przyspieszeniami akcji i wyjaśnieniami, które autorka podawała porcjami w rozsądnych odstępach czasu. 

Mimo przewidywalności, przyznaję, że bawiłam się całkiem nieźle, szczególnie obserwując Ali i Colea. Ta parka się nieźle dobrała. W dodatku Kat i Szron z relacją w stylu "oboje wiemy, że jesteś mój, ale jeszcze się z tobą podrażnię". Nie raz doprowadzali mnie do śmiechu. 

Podsumowując, Alicja w Krainie Zombi to dość lekka lektura na wakacje, przy której można się całkiem nieźle zabawić. Polecam szczególnie wielbicielom zombi oraz powieści z gatunku paranormal romance, ale również tym, którzy po prostu mają trochę za dużo wolego czasu. Tymczasem ja już poluję na kolejną część.   

Moja ocena: 7/10.

Pozdrawiam!

niedziela, 26 lipca 2015

"BZRK" Michael Grant

źródło
Opis:
Ta wojna może się skończyć tylko zwycięstwem lub szaleństwem... Świat niedalekiej przyszłości. Fanatyczni twórcy idei zjednoczenia ludzkości na podobieństwo roju pszczół, bez indywidualnych pragnień i wolnej woli, chcą zaprowadzić w ten sposób powszechny spokój i szczęście. Zamierzają przy pomocy nanorobotów opanować mózgi przywódców państw o najlepiej rozwiniętej technologii. Ich przeciwnikiem jest BZRK, grupa idealistów, walcząca ze zdradziecką agresją przy pomocy biotów, stworzoną z ich DNA przy pomocy DNA pająków, węży i meduz. Niestety na skutek podstępnego zamachu ginie wynalazca technologii hodowli biotów, potajemnie wspierający działania BZRK. Jego córka, Sadie, zostaje ciężko ranna w tym samym zamachu, ale ocaleje. BZRK werbuje ją natychmiast do akcji ochrony prezydentów, razem z Noahem, bratem weterana z Afganistanu, członka tajnej grupy, który zwariował po ataku nanorobotów. Rozpoczyna się decydujące starcie, niewidoczne dla wszystkich, z wyjątkiem jego uczestników. 


Moja opinia:
Miałam duże oczekiwania wobec tej książki. W końcu została napisana przez Michaela Granta, autora serii GONE, jednej z najlepszych, jakie było mi dane dotąd czytać. W dodatku koncepcja nanorobotów i walk w mikroświecie... To wystarczyło, by zyskać moją uwagę. I przyznaję, żałuję, że nie zabrałam się za tę powieść tuż po zakupie, bo przerosła wszelkie moje oczekiwania.
Może zacznę od cytatu.

   
źródło
Wiele części ludzkiego ciała wyglądało z bliska bardzo niepokojąco. Ale, o dziwo, niewiele wytrącało z równowagi bardziej niż ludzka tęczówka. To, co z daleka przypominało niebieski lód, z bliska było jak oko cyklonu na Jowiszu. Na samej granicy pola widzenia Vincent dostrzegał błękit, czy raczej szarość, która wydawała się błękitem. Ale nie była gładka; to pofałdowana, włóknista masa, tysiące pasemek nagiego mięśnia, wycelowanych promieniście do wewnątrz, w stronę źrenicy, a wszystkie miały za zadanie rozszerzać się i kurczyć, by wpuścić w źrenicę mniej lub więcej światła. 
Z bliska - a nie dało się być już dużo bliżej niż V2, bo siedział na samym skraju powieki - tęczówka wyglądała trochę jak warstwa na warstwie szarych i pomarańczowych dżdżownic, cieńszych przy zewnętrznym brzegu, grubszych przy krawędzi źrenicy. 
A sama źrenica uciekała w głąb - straszliwa, bezdenna czarna dziura. Otchłań. Ale jeśli spojrzało się wprost w dół i złapało odpowiednie światło, można było jednak zobaczyć dno tej otchłani, bezładne naczynia krwionośne i zgrubienie z przyczepionym nerwem wzrokowym. 

To tylko jeden z licznych opisów części ludzkiego ciała z dość niespotykanej perspektywy. Sprawiły one, że świat BZRK wydał mi się świeży i oryginalny, choć tak naprawdę zmienił się tylko sposób patrzenia na rzeczywistość, którą już znamy. W dodatku opisy są niesamowicie dopracowane w każdym szczególe, że aż chciało się powiedzieć: "wiem o czym mówisz, dokładnie tak to sobie wyobrażam".

   
źródło
Po lekturze innych powieści Michaela Granta spodziewałam się ciągłego napięcia oraz brutalności. I faktycznie, już w pierwszym rozdziale zostałam wrzucona w rozpędzony wir akcji. Ostrzeżenie na okładce: "Uwaga! Książka zawiera sceny okrucieństwa i przemocy.", jest w pełni uzasadnione. Podobnie jak w serii GONE, niektórzy bohaterowie wykazują się obojętnością na uczucia innych i są w stanie mordować ludzi bez wyrzutów sumienia. Ot, typowe czarne charaktery, tyle że w wieku siedemnastu lat, z pozory wyglądające jak typowi nastolatkowie. Perspektywa szaleństwa po stracie botów wisiała nad bohaterami przez cały czas, co skutecznie podkręcało potrzebę dowiedzenia się, jak skończy się każda walka. Do tego dochodzą deformacje ciał, tak przerażająco wpasowane w klimat książki, które dla pana Granta powoli stają się wizytówką.

Jedyną wadą, jakiej dopatrzyłam się w powieści to nie skupianie się na samych bohaterach. Dostajemy ogólne rysy i najważniejsze dla akcji informacje, ale niewiele poza tym. Jedynie Noah i Sadie poznajemy lepiej, ich przeszłość, emocje i punkt widzenia. Co do pozostałych bohaterów, odczuwam pewien niedosyt i mam nadzieję, że w kolejnej części dowiem się czegoś więcej. Wspominam o tym właściwie tylko dla zasady, bo w trakcie czytania to drobne niedopracowanie zupełnie mi nie przeszkadzało. Zbyt wiele się działo.

Gorąco polecam BZRK. Czytając, miałam wrażenie, że moja wyobraźnia pracowała na najwyższych obrotach. Kocham to uczucie. To właśnie dla niego warto czytać.

Moja ocena: 9/10!

Pozdrawiam!


sobota, 18 lipca 2015

"Diabelskie Maszyny. Tom I: Mechaniczny Anioł" Cassandra Clare

źródło
Opis z okładki:
Magia jest niebezpieczna, ale miłość jeszcze bardziej. Szesnastoletnia Tessa Gray pokonuje ocean, by odnaleźć brata, a celem jej podróży jest Anglia za czasów panowania królowej Wiktorii. W londyńskim Podziemnym Świecie, w którym po ulicach przemykają wampiry, czarownicy i inne nadnaturalne istoty, czeka na nią coś strasznego. Tylko Nocni Łowcy, wojownicy ratujący świat przed demonami, utrzymują w tym chaosie porządek. W trakcie swoich poszukiwań Tessa uświadamia sobie, że będzie musiała wybierać między ratowaniem brata a pomaganiem nowym przyjaciołom, którzy stoją na drodze sił ciemności... i że miłość potrafi być najniebezpieczniejszą magią. 


    Czasami nasze życie zmienia się tak szybko, że za tą zmianą nie nadążają umysły i serca - powiedział Jem. - I kiedy tęsknimy za tym, co było, właśnie wtedy czujemy największy ból. 


Moja opinia:
źródło
Wow, pochłonęłam prawie czterysta-siedemdziesięcio stronicową książkę w jeden dzień. Przez długi czas obawiałam się, że jeśli pod wpływem Darów Anioła moje oczekiwania wobec Diabelskich Maszyn będą zbyt wysokie, szybko pojawi się rozczarowanie. Ale Mechaniczny anioł udowodnił, że powieści pani Cassandry Clare są po prostu zdane na sukces. 

Sama historia często mnie zaskoczyła, szczególnie w drugiej części powieści. Zwłaszcza tożsamość Mistrza. Niby przeczytałam w życiu ogromną ilość książek z takim zabiegiem (ci, którzy mają już książkę za sobą, z pewnością wiedzą o czym piszę), a tu znowu dałam się nabrać. Z drugiej strony były momenty, w których od razu wiedziałam, jak się akcja potoczy, ale nie gasiło to mojego zapału do jej śledzenia. Czytając sceny z udziałem Willa a Tessy od początku czułam, że coś będzie na rzeczy. Myślałam, że wiem co się za moment stanie... aż do sceny na balkonie. To mnie zwaliło z nóg. Musiałam się na chwilę zatrzymać i sprawdzić, czy on na pewno właśnie powiedział to, co myślałam, że powiedział. Może to w pełni zamierzony zabieg. Pozwolić, by przewidywania czytelnika raz czy dwa pokryły się z historią, a później utrzeć mu nosa niespodziewanym zwrotem akcji. Jeśli tak, przyznaję, że dałam się nabrać. 

źródło
W dodatku klimat osiemnastowiecznego Londynu był urzekający. Autorka zadbała o dokładne przedstawienie miejsc, w których pojawiali się bohaterowie. Na końcu książki pojawia się też wyjaśnienie, które z tych budynków i ulic istniały w osiemnastym wieku, ale już ich nie ma, które wciąż można zobaczyć, a które są jedynie fikcją. Do tego te stroje. Chciałabym mieć choć jedną z cudownych sukni Jessamine lub Tessy. 

Na koniec muszę jeszcze wspomnieć o Jemie. Jego historia jest tak tragiczna, a wygląd tak niesamowity, że z pewnością ta postać na długo zapadnie mi w pamięć. Mam nadzieję, że w kolejnej części autorka poświęci mu więcej uwagi.

Serdecznie polecam Mechanicznego anioła wszystkim, szczególnie że znajomość Darów Anioła wcale nie jest konieczna, by dać się wciągnąć w tę historię.

Moja ocena: 9/10!

Pozdrawiam!


niedziela, 12 lipca 2015

"Korona w mroku" Sarah J. Maas

źródło
Opis z okładki:
Po zdobyciu tytułu Królewskiej Obrończyni Celaena wiedzie spokojne i wygodne życie. Mieszka w pałacu w otoczeniu przyjaciół, ma do dyspozycji służącą, za wypełnianie zobowiązań wobec króla dostaje godziwą zapłatę, dzięki której może pozwolić sobie na małe kobiece słabostki. Wszystko jak w bajce, jest tylko małe "ale"...
Tytuł zobowiązuje. Celaena Sardothien nie tylko ochrania dygnitarzy na okolicznościowych ucztach  i balach, ale też wypełnia powierzane przez króla tajne misje, w których musi wykazać się sprytem i umiejętnościami Milczącego Zabójcy. O zdradę i udział w tajnym spisku tym razem zostaje oskarżony dawny znajomy z twierdzy Zabójców Archer Finn. Czy mężczyzna obdarzony niezwykłą umiejętnością uwodzenia każdej spotkanej kobiety naprawdę uczestniczy w zmowie mającej na celu obalenie monarchy Adarlanu? Tymczasem Oko Eleny wiszące na szyi zabójczyni rozbłyska coraz częściej, co wróży kłopoty...


Moja ocena:
źródło
Druga część serii wywarła na mnie jeszcze lepsze wrażenie niż pierwsza, a ponieważ Szklany tron oceniłam na 10 punktów na 10 możliwych, chyba muszę zmienić skalę. Na początku miałam pewien problem z "wciągnięciem się" ponownie w historię Celaeny, ale gdzieś po pierwszych sześćdziesięciu stronach nie czułam już upływu stron i czasu. 

Odbiegając od tematu, czy i was intryguje imię Celaena? Jak to się wymawia? Dlaczego w nim jest więcej samogłosek niż spółgłosek? Jak powstają imiona z tych wszystkich fantastycznych serii, które są tak idealnie dopasowane do bohaterów, że wpadnięcie na nie można zawdzięczać tylko geniuszowi? Sama autorka przyznała, że na pomysł stworzenia tej historii wpadła oglądając Disneyoską wersję Kopciuszka i właśnie od słowa Cinderella wzięła się Celaena. Ale...  jak? 

Wracając do samej fabuły, jest tu więcej tajemnic, spisków i niebezpieczeństwa, niż spodziewałam się po Koronie w mroku. Nikt nie jest tym, za kogo się podaje. Bohaterów oplata skomplikowana sieć tajemnic, których odkrycie grozi utratą życia Doriana, Chaola i wielu innych bohaterów. Występuje wiele wątków, z pozoru ze sobą nie związanych, a z czasem okazuje się, że jedno wynika z drugiego i nic nie dzieje się bez przyczyny.

Pod względem kreacji postaci, drugi tom serii zdecydowanie przewyższa pierwszy. Co rozdział mnie ktoś zaskakiwał. Bohaterowie byli do bólu ludzcy w popełnianiu głupich błędów czy chronieniu ukochanych za wszelką cenę. Brawa dla autorki, której udało się uniknąć przesady w miłosnym trójkącie Dorian-Celaena-Chaol. Żadnego niepotrzebnego przyspieszania akcji czy głupich wyznań, które w życiu zdarzają się najwyżej wśród gimnazjalistów (to straszne jak często można się na nie w powieściach natknąć). Zdrowe relacje między bohaterami i całkiem logiczne decyzje były właśnie tym, co urzekło mnie najbardziej. Już w pierwszym tomie kibicowałam Chaolowi, więc śledzenie rozwoju tego wątku było dla mnie tym przyjemniejsze ;)

źródło
Mogłam zrozumieć, wczuć się w każdego z bohaterów, bez względu na to czy był tym dobrym czy złym. Nawet król-tyran ma stronę czy dwie dla siebie, na których jest narratorem. Z nich dowiadujemy się, że to nie tylko okrutny, ale i bardzo inteligentny, bezwzględny człowiek, który wie czego chce i po prostu nie marnuje okazji, by zyskać jeszcze większą władzę, gdy ta znajduje się w zasięgu ręki, nie zważając na to kto zginie po drodze. Z samą Celaeną zaprzyjaźniłam się już od pierwszych stron. Nie było sytuacji, w której będąc na jej miejscu postąpiłabym inaczej. 

Podsumowując, drugą część trylogii uważam za jak najbardziej udaną. Autorka podniosła poprzeczkę trzeciemu tomowi bardzo wysoko. Nie będę się niepotrzebnie zamartwiać i gdybać, czy nastąpi spadek formy czy też nie. Zamiast tego trzymam kciuki i czekam niecierpliwie na premierę trzeciego tomu. 

Moja ocena: 10/10!

Pozdrawiam!

poniedziałek, 6 lipca 2015

Książkowe Porządki, czyli wakacyjne nadrabianie zaległości

Jako że letnia sesja za mną, przyszedł czas na powrót do rodzinnego domu. Dopiero pakując rzeczy uświadomiłam sobie, ile tak naprawdę mi książek przybyło. Całe mnóstwo. W dodatku większość wciąż należy do kategorii nieprzeczytane. Jak to dobrze, że całe wakacje przede mną i mnóstwo czasu na to, by nadrobić zaległości. 

Stąd pomysł na wyzwanie pod hasłem KSIĄŻKOWE PORZĄDKI, do którego zapraszam was serdecznie. Polega ono na wybraniu ze swej kolekcji dziesięciu książek, które wciąż nieprzeczytane zalegają na waszych półkach i pochłonięciu ich w ciągu najbliższych trzydziestu dni. Może to być ciekawy sposób na zmotywowanie się, by wreszcie sięgnąć po te wiecznie odkładane, zaniedbane pozycje.

Mój wybór padł na: 

Emily Bronte - Wichrowe Wzgórza
Carloz Ruiz Zafon - Książę Mgły
Martyna Raduchowska - Szamanka od umarlaków
Orson Scott Card - Ruiny 
Sarah J. Maas - Korona w mroku
Cassandra Clare - Mechaniczny anioł 
Michelle Zink - Strażniczka Bramy
Lev Grossman - Czarodzieje 
Michael Grant - BZRK
Gena Showalter - Alicja w krainie zombi

Początkowo spodziewałam się, że wybór dziesięciu książek do tego stosu będzie znacznie łatwiejszy niż w rzeczywistości był. Nieprzeczytanych pozycji uzbierało się na kolejne trzy Porządki, więc myślę, że to pierwsza, ale nie ostatnia edycja. Postaram się o każdej książce opublikować osobną notkę, a na koniec małe podsumowanie.

Zapraszam serdecznie do uczestnictwa! Jestem bardzo ciekawa, jak duże są wasze zaległości. Mam nadzieję, że większe niż moje :P Właściwie jaka jest norma w odkładaniu na później i któż z nas jej jeszcze nie przekroczył?

Pozdrawiam!

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...