Takiej huśtawki emocji dawno nie przeżyłam

Takiej huśtawki emocji dawno nie przeżyłam

wtorek, 8 listopada 2016

"Magnus Chase i bogowie Asgardu. Miecz Lata" Rick Riordan

Opis z okładki:
MAGNUS CHASE nie jest typem grzecznego chłopca. Od strasznej nocy przed dwoma laty, kiedy mama kazała mu uciekać, a potem zginęła, żyje samotnie na ulicach Bostonu. Przetrwał dzięki sprytowi i inteligencji, będąc zawsze o krok przed policją i kuratoriami.

Pewnego dnia Magnus dowiaduje się, że ktoś jeszcze usiłuje go znaleźć – wuj Randolph, człowiek, przed którym mama zawsze go ostrzegała. Kiedy usiłuje przechytrzyć wuja, wpada prosto w jego łapy. Randolph zaczyna mu opowiadać coś, co brzmi jak brednie o skandynawskiej historii i dziedzictwie Magnusa – zaginionej od tysięcy lat broni.

Coraz więcej elementów układanki zaczyna się jednak składać w sensowną całość. Z zakamarków pamięci Magnusa powracają powieści o bogach Asgardu, wilkach i Ragnaröku – dniu sądu. Ale Chase nie ma czasu na zastanawianie się nad tym, ponieważ świat zostaje zaatakowany przez ogniste olbrzymy i Magnus musi wybrać między własnym bezpieczeństwem a życiem wielu niewinnych ludzi.


Nazywam się Magnus Chase. Mam szesnaście lat. 
Oto opowieść o tym, jak moje życie stało się jeszcze gorsze, od kiedy dałem się zabić.


Moja opinia:
Uznaję kolejną przygodę z twórczością pana Ricka Riordana za jak najbardziej udaną. Sięgając po jego powieści od razu wiem, że zabawa będzie przednia. Pisał już serie o bogach greckich, rzymskich, egipskich i wreszcie przyszedł czas na nordyckich. 


Jeśli chodzi o przeszłość głównego bohatera, pan Riordan powtarza pewien schemat z poprzednich swoich serii. Magnus Chase, podobnie jak Percy, dotąd nie znał swego ojca, stracił matkę w nie za bardzo przejrzystych okolicznościach i wpada ciągle w sytuacje, które trudno logicznie wytłumaczyć. Powieść zaczyna się w momencie, gdy bohatera dopada śmierć. Magnus nie może już dalej żyć w błogiej nieświadomości o swojej przeszłości. Czy chce czy nie musi zaakceptować fakt, że jest potomkiem boga i od niego zależą losy świata.


Tak działa ludzka pamięć... zapomina się o prawdzie i wierzy w to, co pozwala czuć się lepiej. 


Tym, którzy czytali Percy'ego Jacksona, pewne podobieństwo musiało już rzucić się w oczy. Jest jednak zasadnicza różnica pomiędzy seriami - opowiadają o zupełnie innej mitologii.


Magnus Chase i bogowie Asgardu był dla mnie o zupełną nowością, bo o wierzeniach wikingów nie uczymy się w szkole, a o greckiej i rzymskiej mitologii już tak. Dziewięć światów połączonych Drzewem Świata Yggdrasilem, elfy, krasnoludy Walkirie no i przede wszystkim nordyccy bogowie, czyli Loki, Thor, Frejr... Wszystko to było dla mnie nowe i w pewien sposób jeszcze ciekawsze niż świat Percy'ego Jacksona. Tę mitologię poznawałam praktycznie od zera, mając w pamięci co najwyżej obraz Lokiego i Thora z marvelowskiej wersji. A tutaj mamy całe mnóstwo informacji przekazane w ciekawej formie.


Pewna podpowiedź w kwestii przeznaczenia, Magnusie: nawet jeśli nie jesteśmy w stanie zmienić ogólnego obrazu, nasze wybory mogą zmienić szczegół. W ten sposób buntujemy się przeciwko losowi, w ten sposób zostawiamy ślad. 


Pan Riordan ma swój charakterystyczny styl narracji, w którym nie brakuje humorystycznych akcentów, a Magnus wplatał ironiczne komentarze gdzie się dało. Tak trafne, że wciąż uśmiechałam się pod nosem. Kreacja postaci również jest tutaj bez zarzutu. Mamy dwóch opiekunów Magnusa, elfa i krasnoluda, którzy przez dwa lata udawali bezdomnych, by mieć na niego oko. Jak się później okazuje, jeden jest niemym magiem, a drugi wybitnym stylistą. Wiem, brwi same się do góry unoszą. A to dopiero początek, bo zanim Magnus powstrzyma Ragnarok pozna jeszcze całe mnóstwo barwnych postaci, a każda z nich zupełnie inna i wyjątkowa.


Bardzo się cieszę, że akurat teraz ta pozycja trafiła w moje ręce. Jest idealna na zimne jesienne dni, bo potrafi porządnie rozgrzać szybką akcją i wprowadzić w świetny humor. A gdy zrobi się deszczowo, zawsze można w niej przeskoczyć do innego świata - jest aż dziewięć do wyboru ;)
Serdecznie polecam, zarówno już fanom twórczości pana Riordana, jak i początkującym. A teraz pozostaje tylko czekać na serię o bogach słowiańskich...


Moja ocena: 10/10!

Pozdrawiam!


Recenzja bierze udział w wyzwaniu "Czytam fantastykę IV"




niedziela, 23 października 2016

"Wyspa złoczyńców" Zbigniew Nienacki

Opis z okładki:
Pan Tomasz dziedziczy po wujku wynalazcy murowany garaż wraz z przechowywanym w nim pokracznym samochodem. Mimo brzydoty pojazdu, zaciekawiony dziwnymi właściwościami samochodu, postanawia go zatrzymać. Wyrusza w okolice Ciechocinka na poszukiwania ukrytych tam podczas drugiej wojny zbiorów muzealnych. Wyprawa okaże się fascynującą, choć niebezpieczną przygodą.


Narzekacie, że tylko w książkach młodzi chłopcy przeżywają przygody. Nie szukajcie przygód, bo ich nie znajdziecie, przygoda sama do was przyjdzie. Tylko że ona nie lubi leniwych. Trafia do tych, którzy mają oczy szeroko otwarte i zauważą jej znak. 



Moja opinia:
Z ogromną przyjemnością powróciłam w tym tygodniu do przygód Pana Samochodzika. Pierwszy raz zetknęłam się z serią jeszcze w podstawówce i już wtedy była ona dość stara, bo pierwsze wydanie Wyspy Złoczyńców pochodzi z 1964. A wciąż pojawiają się nowe odsłony. Seria jest więc ponadczasowa i zdecydowanie godna poznania.


Głównym bohaterem jest pan Tomasz, który po śmierci wujka Gromiły przedziwny samochód. Opisuje go tak:
Wyobraźcie sobie czółno odrapane, zielonkawo-żółte, z zaciekami brązowymi i granatowymi, na czterech kółkach, z którymch dwa tylne mają szprychy, a dwa przednie ich nie posiadają. Na tym czółnie znajduje się brezentowy wypłowiały namiot koloru khaki. W namiocie tym są celuloidowe okienka - z tyłu i z boku. (...) Reszta namiotu zabudowana jest jakimiś dziwacznymi mechanizmami. 


Podczas podróży takim pojazdem, pan Tomasz musiał się nasłuchać przeróżnych ubliżań, ale z czasem samochód okazywał się mieć całkiem sporo ukrytych udoskonaleń i wygląd powoli przestawał mieć dla niego znaczenie. Niechciany prezent stał się szansą na upragniony urlop nad Wisłą oraz okazją do przeżycia niesamowitych przygód, które już wkrótce miały naszego bohatera odnaleźć.


Bo przygody nie trzeba szukać. Ona zjawia się sama. Przychodzi w najbardziej niespodziewanych momentach i w nieoczekiwanej postaci, najczęściej, gdy nie spodziewamy się jej, nie pragniemy jej, gdy nie jest nam ona potrzebna. 


Podczas urlopu pan Tomasz ma odnaleźć zaginione zbiory dziedzica Dunina. Rozbija namiot nad Wisłą, w okolicach Torunia i Ciechocinka, po czym rozpoczyna śledztwo.


Powieść pana Nienackiego jest napisana prostym językiem, bardzo łatwym w odbiorze, więc wciągnąć się lekturę było mi niezwykle łatwo. Gdybym nie wiedziała, jak stare jest pierwsze wydanie, nie zauważyłabym podstarzałych akcentów w języku. Natomiast na szczególną uwagę zasługuje tu kreacja postaci. Pan Tomasz zauroczył mnie uprzejmością, inteligencją i odwagą w kontakcie z nieznanym.


Pan jest tajemniczym osobnikiem. Przybył pan tu nie wiadomo skąd i nie wiadomo, w jakim celu. Nie mamy pretensji, że nie chce pan nam tak od razu zdradzić swojej tajemnicy, ale będziemy pana odwiedzać i być może okażemy się godni pańskiego zaufania.


Bohaterowie drugoplanowi są również godni uwagi. Każdy następny jest jeszcze bardziej oryginalny, niż poprzedni. Jeszcze w drodze na urlop pan Tomasz poznaje Teresę, nieco bezczelną autostopowiczkę, która uwielbia przygodę i niebezpieczeństwa, ale przez swoją naiwność ufa niewłaściwym osobom. Mamy też grupę harcerzy z Wilhelmem Tellą na czele, którzy w czasie leśnych wypraw radzą sobie mistrzowsko, studentkę antropologii Zaliczkę, której tylko romanse w głowie, a także pana Karola, rzekomego detektywa. Jedyne, co mi tutaj przeszkadzało to kreacja damskich postaci. Z wyjątkiem Hanki, która odważnie stara się bronić ojca przed niesłusznymi zarzutami, dziewczyny są tutaj dość naiwne i na ogół nie radzące sobie bez męskiej pomocy, co potrafiło zirytować.


Historia i antropologia były tu omawiane dość dokładnie, bo bez dobrego poznania kontekstu, trudno byłoby rozwiązać sprawę zaginionych zbiorów, ale wszystkie naukowe wyjaśnienia były napisane językiem równie przystępnym, jak pozostała część powieści. Nawet ci, którym z historią nie po drodze, nie zostaną odstraszeni.


Podsumowując,  Wyspa złoczyńców to lektura bardzo przyjemna, a do tego ponadczasowa, bo zdążyła się dobrze zakorzenić w polskim kanonie przygodowych powieści dla szczególnie młodych czytelników, ale nie tylko. Serdecznie polecam!


Cóż poczyniliście do tej pory dla przywołującej was przygody?




Moja ocena: 10/10!


Pozdrawiam!





czwartek, 20 października 2016

"Upiór południa. Czerń" Maja Lidia Kossakowska

Opis z okładki:
Malaria szepcze do mnie czule, lód w mojej głowie zaraz rozsadzi mózg, czuję jak tyka niewidzialny zegar uzbrojonej bomby. Krwi!
Korespondenci wojenni - akolici obłąkanego, żądnego krwi boga, zwanego opinią publiczną. Jego kaprys rzuca ich poza śmierć, czas i zaświaty. Wprost do prywatnej piwnicy Pana Boga, by odkryć krainę Pana Kałasznikowa. Ale i on jest tu tylko sługą.

Afryka to prastary kontynent. Duchy, przodkowie, demony, orisza. Wszyscy tu są. I skądś muszą czerpać energię, by żyć. To jeszcze szaleństwo, czy już opętanie? "Czerń" jest pierwszą z czterech minipowieści, składających się na cykl "Upiór Południa". Wspólnym i przewodnim motywem tych zapisków znad krawędzi światów jest... upał.



Tak się właśnie czuję.
Zagubiony zwierzak.
W wielkim, nieprzyjaznym mieście, na kontynencie ludzi czarnych jak hebanowe drewno.


Moja opinia:
Zazwyczaj nie sięgam po powieści, o których wiem, że będą pełne przemocy. Jakoś instynktownie udawało mi się ich unikać, nawet sięgając po randomowe książki w bibliotece. Jednak w życiu każdego czytelnika przychodzi czas na odkrywanie nowych horyzontów. Sięgnęłam więc dzielnie po powieść z ludzką czaszką na okładce w odcieniach czerwieni i czerni, gotowa na przygodę. 


Zacznijmy od zalet. To jedna z bardziej oryginalnych pozycji jakie czytałam. Niepozorna mikropowieść, którą zbyt często widywałam na półkach w bibliotekach, by należała do tych bardziej czytanych lektur. A jednak, zaskakująco mocno mnie wciągnęła i wywołała całą gamę różnych emocji, od zdziwienia, przez żywe zainteresowanie, chłód rozczarowania, po spokojną akceptację.


Przez większość czasu byłam po prostu sfrustrowana, może troszeczkę zła. Naiwnie spodziewałam się relacji z Afryki, miałam nadzieję poznać lepiej na razie zupełnie nieosiągalny dla mnie kontynent. Tymczasem główny nacisk położony był na psychikę reportera wojennego po ciężkich przeżyciach. A biedny facet w głowie ma po prostu kaszankę. 


Po co była mi ta cała Afryka, te wszystkie inne Salwadory i Czeczenie? Bo przyciąga mnie zapach krwi, swąd wojny. Bo potrzebuję pooddychać powietrzem przesyconym masakrą, żeby poczuć, że w ogóle żyję. Kiedy ocieram się o śmierć, mogę spać, mogę pracować, pieprzyć się i snuć plany na przyszłość. Bez tego jestem workiem skóry wypełnionym papką z wody i mięsa. 


Ta powieść to zlepek luźno związanych ze sobą wydarzeń, opisywanych z perspektywy bohatera z poważnymi zaburzeniami psychicznymi, który wie, że coś z nim nie tak. Próbuje się wyleczyć miłością, zwyczajną codziennością we Francji, ale Afryka wciąż go przyzywa z powrotem. Wszędzie pojawiały się krwawe porównania, mnóstwo czerwieni, mięsa, bólu i śmierci. Czułam się zagubiona w rzeczywistości, do której powieść mnie przeniosła. Nie wiedziałam czy brnąć w to dalej, czy może dać sobie spokój. Liczyłam, że książka może mnie jeszcze zaskoczy. 


Wkrótce okazało się, że facet nie zwariował, a w całą sprawę wplątał się pewien afrykański bóg. Sceny mordów zaczęły pojawiać się jeszcze częściej. Makabrycznych, trudnych do przyjęcia. O nich czytałam z grymasem na twarzy. Niby spodziewałam się ich sięgając po tę powieść, ale gdy przyszło co do czego, zaczynałam się zastanawiać, czy sięgnięcie po tę powieść rzeczywiście było dobrym pomysłem.


Jestem dzikim, wściekłym zwierzem, a to wy chłopcy staliście się ofiarami. Patrzę na was żółtymi oczami drapieżcy. Jak lampart na grupkę dzieci, kilka kózek do szybkiego rozszarpania, parę bezbronnych antylop. Przekąskę. 
Załatwię was, bo umiem. 
To jedyne, co potrafię. 
W tej chwili jestem samą, skoncentrowaną walką.
Urodziłem się, żyłem o oddychałem tylko po to, żeby was teraz rozszarpać. 


Co do zakończenia, dotarłam na ostatnią stronę naprawdę sfrustrowana. Na razie jestem zła na Jacka i nie wiem czy sięgnę po kolejną część. Chyba tylko w wyjątkowo morderczym nastroju. Jednocześnie cieszę się, że sięgnęłam po lekturę inną niż zwykle. Warto od czasu do czasu spróbować czegoś nowego. Polecam książkę miłośnikom twórczości pani Kossakowskiej i tym o naprawdę mocnych nerwach ;)


Moja ocena: 6,5/10.


Pozdrawiam!


Recenzja bierze udział w wyzwaniu "Czytam fantastykę IV"



wtorek, 27 września 2016

Libster Blog

Bardzo dziękuję Recenzje Brunetki za nominację. Dawno nie brałam w tej zabawie udziału i troszkę się za nią stęskniłam ;)

Zadaniem nominowanego jest odpowiedzenie na jedenaście pytań od nominującego oraz zadanie jedenastu innych pytań kolejnym osobom, zaproszonym do zabawy.



1. Ważniejsze są książki czy Internet? Dlaczego?
Kocham książki z całego serca, ale tutaj muszę wybrać Internet. Jest bardziej dostępny, "lżejszy", a w wyszukiwaniu informacji znacznie szybszy. Z praktycznego punktu widzenia nieco bardziej przydatny.

2. Poznałaś jakiegoś autora?
Nie, ale jeszcze wszystko przede mną. Już w październiku Targi Książki w Krakowie, więc może w tym roku mi się poszczęści ;)

3. Co denerwuje Cię w książkach?
Szpetna okładka. Niechlujstwo jest tutaj niewybaczalne. Zbyt często okładki przesądzają o tym, czy ktoś po daną książkę sięgnie, czy nie. 

4. Gdybyś napisała książkę, pokazałabyś ją światu czy zachowała dla siebie?
Najpierw udostępniłabym ją wybranym przez siebie osobom, a jeśli byłabym wystarczająco z niej zadowolona, to i całemu światu. Czemu nie? Niech się dzieje co chce. Gdyby okazała się jednak coś warta, szkoda byłoby nie dołożyć do cywilizacyjnego dorobku choć mała cegiełkę. 

5. Myślisz, że istnieje inny świat od naszego, np. czarodziejski tak jak w wielu książkach?
Jakiś istnieje. Nie wierzę, że jesteśmy aż tak wyjątkowi, by mieć cały Wszechświat tylko dla siebie. Czy istnieje w nim magia? Być może, niewykluczone, ale raczej mało prawdopodobne. Mogą to być ludzie o wiele lepiej rozwinięci od nas i posiadający umiejętności, które my nazwalibyśmy magią. 

6. Często kupujesz książki?
Raczej nie. Nigdy nie miałam na to funduszy i wolałam korzystać z bibliotek, ale lubię zbierać klasyki, gdy uda się trafić na korzystny cenowo egzemplarz. Zbieram tez niektóre serie z dzieciństwa i pozycje, do których zamierzam wracać, jak Igrzyska Śmierci, Artemis Fowl, Wiedźmin, Harry Potter. Zdarza mi się natomiast często kserować fragmenty książek, które szczególnie przypadną mi do gustu, a krótsze cytaty zapisuję w przeznaczonym do tego zeszycie. 

7. Czy jest coś, co książka musi mieć, żebyś ją przeczytała?
Nie, a przynajmniej teraz żadnej szczególnej cechy się nie zauważam. Zdecydowanie częściej sięgam po fantastykę niż po wszystkie pozostałe gatunki razem wzięte, ale to tylko preferencje, a nie warunek konieczny. Kryminały i klasyki też goszczą u mnie dosyć często, zwłaszcza ostatnio. 

8. Preferujesz twarde czy miękkie okładki?
Zdecydowanie miękkie. 


9. Chciałabyś zostać krytykiem literackim?
Wszystkie zawody ze słowem krytyk w nazwie nie kojarzą mi się dobrze. Od razu wyobrażam sobie nadętych ważniaków czepiających się każdego szczegółu i oceniających według zbyt ograniczając reguł. To nie dla mnie. Poza tym czytanie, w momencie gdy z hobby przechodzi w pracę, mogłoby przynosić znaczenie mniej radości, niż amatorskie ocenianie. 


10. Wolałabyś przenieść się do wybranego świata z jakiejś książki czy żyć w normalnym świecie?
Myślę, że urodziłam się w czasie i miejscu, które było mi przeznaczone. Mogło byś lepiej, mogło być gorzej, a jest idealnie ;)


11. Wolałabyś być znana z tego, że napisałaś bardzo głupią książkę, czy napisać dobrą książkę, ale żeby nikt o Tobie nie słyszał?
Dobrą, choć nie zauważaną. Zdecydowanie. Miło byłoby zasłynąć ze swojej pracy, ale tylko wtedy,  gdy rzeczywiście przedstawia sobą jakąś wartość.


Moje pytania:

1. Po książki którego gatunku najczęściej sięgasz?
2. Masz porę dnia, w której najczęściej zasiadasz do czytania?
3. Jaki jest twój rekord czasowy w czytaniu z przerwami jedynie na jedzenie, picie, toaletę?
4. Których lektur szkolnych nie przeczytałaś/łeś?
5. Czy chciałabyś/łbyś się przenieść w książkowy świat? Jeśli tak, który?
6. Zbierasz zakładki?
7. Jeśli kupujesz książki, to kompletne serie czy raczej pojedyncze egzemplarze?
8. Pamiętasz, które książki rodzice czytali ci do poduszki?
9. Po jaką książkę/serię z całą pewnością nigdy nie sięgniesz?
10. Lubisz słuchać audiobooków?
11. Chciałabyś w przyszłości pisać i z tego się utrzymywać? Jeśli nie, jaki jest twój wymarzony zawód? Jeśli tak, masz jakiś plan awaryjny?



A nominowani to: 

Nataliaaa z Bajeczny świat książek
misBOOKs z Na półce i w sercu.
Edyta S z Mamuśkowe różności 
Scarlett z Książkowo
Booksofme world z Books of me world
Śpioszek z Przekrocz siebie
Ann RK z Myśli i słowa wiatrem niesione



Życzę miłej zabawy!


Pozdrawiam!


niedziela, 11 września 2016

"Prawdziwa historia oparta na kłamstwach"Jennifer Clement


Opis z okładki:
W szkole klasztornej Leonora nauczyła się piec chleb, zmywać naczynia, prasować, robić na drutach, czytać i pisać. Nauczyła się również, że nigdy nie powinna mówić na głos tego, co myśli. Posada służącej u zamożnej meksykańskiej rodziny miała być szczytem jej życiowych osiągnięć. "Szczęściara", myślały o Leonorze jej siostry. Tyle że niebo jednych, jest piekłem dla innych. A prawdziwe historie oparte na kłamstwach zdarzają się codziennie.



Pójdę drogą mi nieznaną i zaczerpnę innego powietrza. Stanę przy oknie. Otworzę drzwi. Otworzę dłoń, otworzę usta i wchłonę nowy dom. 


Moja opinia:
Ta powieść, choć dość krótka, bo zaledwie stupięćdziesięcio stronicowa, wzbudziła we mnie bardzo silne uczucia. Opowiada historię czarnoskórej Leonory, ładnej i drobnej dziewczyny, której przyszło żyć w czasach, kiedy dla jej podobnych osób jedyną ścieżką kariery było służenie "białym". Posadę służącej u państwa O'Conner uznaje za prawdziwy dar od losu i stara się jak najsumienniej wywiązywać się ze swoich obowiązków. Wymaga się jednak od niej nie tylko uczciwej pracy, ale też bezwarunkowego posłuszeństwa, a dziewczynie od dziecka mama wpajała do głowy by nigdy nie mówić nie...


W życiu chodzi o szukanie sensu i o to, żeby wiedzieć, co to woda, a co to ognień. 


Historię poznajemy z punktu widzenia Leonory oraz dziewczynki, córki państwa O'Conner. Obie relacje są dość specyficzne. Leonora jest niezwykle wrażliwą i skrytą dziewczyną. W swą opowieść cały czas wplata komentarze w postaci skojarzeń, porównań (Ona jest jak chleb.) czy dziwnych, bezsensownych zdań lub metafor (Bukiet z palców.), które pobudzały zmysły. Tę powieść znacznie bardziej czułam niż rozumiałam. Wymiany uwag pomiędzy Leonorą i Sofią, drugą z trzech pracujących w posiadłości służących, były pełne mądrości i przesądów, wymieszanych ze sobą i podanych w ciekawej kompozycji. Kobiety miały niesamowite pokłady pokory, bo od najmłodszych lat wychowywane były do usłużnej roli, którą miały w życiu odgrywać. 


Stwierdziłam, że to niemożliwe. Ale Leonora odrzekła, że wszystko jest możliwe, gdy śpi się samemu.



Prawdziwa historia oparta na kłamstwach porusza bardzo ważny temat różnic kastowych i wykorzystywania innych ludzi dla własnej przyjemności. Mam wrażenie, że jedno czytanie nie wystarczy, by wydobyć całą głębię z tej powieści, która sprawia wrażenie tak wielowymiarowej jak najbardziej przemyślane metafory. Książkę polecam zatem wszystkim, chcącym pozwolić sobie na odrobię nostalgii w szarej codzienności. 


Nikt nie spojrzy na moje plecy. Nikt nie zobaczy tyłu moich rak i szyi, gdy będę odchodzić. Nikt nie usłyszy, jak zamykam drzwi... ani moich kroków, gdy odejdę ulicą. 

Ocena: 7/10.


Pozdrawiam!


niedziela, 4 września 2016

"Władca Pierścieni" J.R.R. Tolkien

Opis z okładki:
W spokojnej wiosce w Shire młody hobbit Frodo zostaje obarczony niezwykle odpowiedzialnym zadaniem. Ma on podjąć niebezpieczną podróż przez Śródziemie do Szczeliny Zagłady, by tam zniszczyć Pierścień Jedyny. Musi bowiem udaremnić niecne plany Władcy Ciemności...



My musimy starać się uporać z tym, co odsłania się w nam widomym ciągu lat, zło pieląc na polach, które nam są znane, aby następcy nasi dalej mogli prowadzić dzieło oczyszczenia ziemi. I próżno zgadywać, jaka będzie aura ich świata.



Moja opinia:
Nie mogę tej trylogii ocenić inaczej jak 10/10. To po prostu kawał fantastyki najlepszego sortu (w tym bardziej klasycznym wydaniu), o czym wie każdy miłośnik tego gatunku, bez względu na to, czy miał już te książki w ręce czy pierwsze czytanie jest jeszcze przed nim. 


Świetnie skonstruowani bohaterowie, ciekawa historia, wartka akcja przeplatana opisami malowniczych miejsc to elementy konieczne każdego wybitnego dzieła. Ale tym, co wyróżnia Władcę Pierścieni spośród setek klasycznych powieści i milionów innych książek jest świat przedstawiony, dogłębnie przemyślany, dopieszczony do najdrobniejszych szczegółów. Miałam wrażenie, że czytam historię zamierzchłych dziejów naszego świata, w którym po wyginięciu entów wszystko się posypało i cała magia z niego uleciała. 


Nie wiem, jak to powiedzieć, ale po tej nocy czuję się jakiś inny. Zupełnie jakby mi się coś w głowie otworzyło.


Muszę jednak zastrzec, że parę razy trudno było mi przebrnąć opisy. Malowały obrazy niesamowicie i większość wpleciona była bardzo zręcznie w dialogi, ale niekiedy mimowolnie odpływałam w trakcie czytania.

Ponadto, podczas gdy pierwsza część Trylogii, Bractwo Pierścienia, opowiadała o wspólnych przygodach ośmiu członków Drużyny Pierścienia, tak w Dwóch Wieżach i Powrocie króla, Bractwo rozpada się. Dwa tomy zawierają więc po dwie księgi, z których jedna przedstawia losy Froda i Sama, którzy podróżują do Mordoru w towarzystwie Golluma, a druga mówi o poczynaniach pozostałych członków Bractwa. Jako że średnio każda z tych ksiąg zawierała 250 - 300 stron, niektóre rozdziały dotyczące mozolnej i dość nudnej podróży dwóch hobbitów dłużyły się o wiele bardziej niż chciałabym przyznać. 


Zostawili za sobą lasy porastające brzegi jeziora. Wspinali się po stromych zboczach, ciemnych i wypiętrzających się na tle gasnącej purpury nieba. Ich szare cienie przemykały między skałami w gęstniejącym zmierzchu. 


Postanowiłam przeczytać trzy części za jednym zamachem głównie dlatego, że naprawdę ciężko się było oderwać. Tolkienowski świat jest jedyny w swoim rodzaju, w dodatku cały czas ma się wrażenie, że udało się liznąć tylko odrobinę cudów, które ma nam do zaoferowania. Jak to najczęściej bywa, trylogia jest o wiele pełniejsza w szczegóły i barwniejsza niż filmowa interpretacja, która swoją drogą również jest jedną z najlepszych wśród ekranizacji. Jak przystało na rasową książkoholiczkę, zdecydowanie opowiadam się po stronie książek, choć spotkałam się z opiniami, że filmy są lepsze.


Władca Pierścieni to dla mnie jedna z tych serii, które przez lata pragnie się przeczytać, ale gdy ma się ją już za sobą, nadchodzi żal. Zawsze można sięgnąć po nie drugi, trzeci, dwudziesty raz, ale pierwszy może być tylko jeden.


Pozdrawiam!

 Do boju zatem i nie lękajcie się ciemności!



Recenzja bierze udział w wyzwaniu "Czytam fantastykę IV"



piątek, 27 maja 2016

"Dziedzictwo ognia" Sarah J. Maas

Opis z okładki:
Pokonana Celaena może myśleć tylko o tym, jak pomścić śmierć przyjaciółki. Jako Królewska Obrończyni zobowiązana jest do służby władcy, ale to nie powstrzyma jej przed wymierzeniem mu sprawiedliwości. Ryzykując życie, Chaol, kapitan Królewskiej Gwardii, wysyła Celaenę do Wendlyn, by trzymać ją daleko od dworu. Nie wie, że to właśnie Wendlyn będzie miejscem, w którym zabójczyni zmierzy się ze swoimi najmroczniejszymi tajemnicami. Jeśli wyjdzie z tej próby zwycięsko, stanie się największym zagrożeniem dla Adarlanu. 

Tymczasem nad królestwem gromadzą się czarne chmury. Czy Celaena znajdzie siłę, by je rozpędzić? Jaką decyzję podejmie, gdy będzie musiała wybierać między lojalnością wobec własnych ludzi a wiernością tym, których kocha?


 Wypełni blaskiem cały świat, bo taki ma dar. Rozpędzi ciemności ogniem tak jasnym, że wszyscy, którzy się zgubili, zostali ranni lub ulegli rozpaczy, bez trudu odnajdą właściwą drogę. Będzie promieniem nadziei dla wszystkich, którzy nadal mieszkali w otchłani. By zniszczyć potwora, wcale nie potrzeba innego potwora. Potrzeba światła, które przegna mrok. 


Moja opinia:
Spędziłam z tą powieścią dwa wspaniałe dni i żałuję, że tak krótko. Podobnie jak dwie poprzednie części Szklanego tronu, Dziedzictwo ognia rzuciło mnie na kolana.


Ta książka ma w sobie po prostu wszystko. Są silni bohaterowie, poruszająca historia i świat, który wciąż czymś zaskakuje. Pojawiają się nowe potwory z innego świata, które król Adarlanu pragnie wykorzystać do swoich celów. Są okrutne, bezlitosne, śmiertelnie niebezpieczne, a mieszkańcy królestwa pozbawieni magii są wobec nich bezbronni. 
Książka ma tyle nowych postaci, w dodatku świetnie skonstruowanych, złożonych, ewoluujących w trakcie powieści, że właściwie mogłaby być początkiem serii, jeśliby pominąć wątki związane z Chaolem i Dorianem. 


Celaena w tej części musi przejść przemianę z zabójczyni w księżniczkę, która gotowa będzie uwolnić swe królestwo z niewoli. Aby jednak tego dokonać, musi wrócić do swoich korzeni, do tragedii, której doświadczyła w dzieciństwie i zmierzyć się ze wspomnieniami, od których uciekała przez lata. Mamy więc tutaj wiele rozdziałów opowiadających o walce wewnętrznej, które podniosły mnie na duchu we własnych zmaganiach ze zbliżającymi się egzaminami lepiej niż jakiekolwiek teksty/ filmiki motywacyjne ;)


Odnajdź to, czego chcesz, Aelin, i złap to. Nie proś o nic, nie módl się, nie marz. Po prostu wyszarpnij.


W jej życiu pojawia się nowy mężczyzna, osobisty trener i coach motywacyjny, Rowan. Przeważnie wydzierają się na siebie i wyklinają od najgorszych, a Celaena zawsze wraca do twierdzy poturbowana, ale metod mistrza się nie kwestionuje, zwłaszcza gdy przynoszą efekty. Z czasem Rowan staje się również przyjacielem i powiernikiem, ale ani słowa więcej o nich, bo zaraz streszczę całą książkę w tej notce :D


Wyczuwała stalową wolę Rowana zderzającą się z jej magię, wolę, która nie pozwalała płomieniom spalić jej ciała na popiół.


Okładka trzeciego tomu (część przednia i tylna powyżej), podobnie jak dwóch poprzednich, jest nieziemska. W rankingu na najbardziej hipnotyzujące okładki, seria Szklany Tron na pewno znalazłaby się w pierwszej dziesiątce. Tym razem w kolorystyce ubioru dziewczyny dominuje zielony, co w połączeniu z faktem, że w tej części Celaena spędziła najwięcej czasu na świeżym powietrzu, trenując w pobliskich lasach, nabiera symbolicznego znaczenia. Nie mogę się przestać zachwycać nad tym, jak zgrabnie te aspekty wydania łączą się w spójną całość. 


Widziałam już w Internetach tylną okładkę czwartej części pt. Królowa Cieni (wstawiam po lewej), która jak dotąd jest moją ulubioną. Sukienka to po prostu cudo! Premiera w Polsce już 2 czerwca. Czuję, że tym razem nie będę mogła zwlekać z zakupem ;)

Ocena: 10/10.



P.S. Jeszcze cytat, który dotąd siedzi mi w głowie (o elfich kumplach Rowana):
Poruszali się z tak nieziemską gracją, że chyba nawet krople deszczu skręcały, aby ich przepuścić. <3

P.P.S Tak, wiem, nie wspomniałam o przemianach w elfa i nowo odkrytej mocy, ale to chyba nie fair wobec tych, którzy książkę mają jeszcze przed sobą. W każdym razie wiedzcie, że Celaena wymiata. W jakiś sposób przypomina mi Daenerys Targaryen. Rządzi! 


Pozdrawiam!


Recenzja bierze udział w wyzwaniu "Czytam Fantastykę IV".



niedziela, 6 marca 2016

"Morderstwo Wron" Anne Bishop

Opis z okładki:
Zdobywszy zaufanie Terra Indigena zamieszkujących Dziedziniec w Lakeside, Meg Corbyn stara się żyć według ich zasad. Jest człowiekiem, więc powinni ją traktować jak zwierzynę, ale jako cassandra sangue posiada dar wieszczenia przyszłości, który czyni ją kimś wyjątkowym.

Gdy na ulicach pojawiają się dwa nowe narkotyki, dochodzi do coraz częstszych konfliktów ludzi z Innymi. Ich rezultatem są ofiary po obu stronach, dlatego gdy Meg śni o krwi i czarnych piórach na śniegu, Simon Wilcza Straż – zmiennokształtny przywódca Dziedzińca w Lakeside – zastanawia się, czy jej sen dotyczył przeszłych ataków, czy tych, które dopiero nastąpią.

Meg zaczyna coraz częściej odczuwać potrzebę wieszczenia, a tymczasem Inni i nieliczni ludzie, którzy żyją wśród nich, muszą wspólnie pokonać człowieka usiłującego odebrać im wieszczkę krwi – a także powstrzymać niebezpieczeństwo, które grozi zagładą.



Opinia:
Morderstwo Wron to drugi tom serii Inni i, podobnie jak pierwsza część, sprawił, że na całą noc zapomniałam o bożym świecie. Ma w sobie wszystko, co dobra książka powinna mieć, czyli mnóstwo akcji, świetnie wykreowany świat i bohaterowie, których losy śledzi się z zapartym tchem.


Kolejny konflikt pomiędzy ludźmi a Innymi staje się niebezpiecznie poważny. Pokój panuje już od wielu lat i wielu ludzi zapomniało, jak wiele krwi zostało przelanej. Rodzimi mieszkańcy terenów zapożyczonych ludziom nie zawahają się jednak po raz kolejny zniszczyć całe miasta, by przypomnieć, do czego są zdolni.


Świat opisany w książce jest brutalny i, w odróżnieniu od nam znanej rzeczywistości, nie należy do ludzi. W Namid natura jest dzika oraz bezwzględna, przez co niezwykle piękna i intrygująca. Zwierzęta i żywioły mogą przyjmować ludzką formę. Część bohaterów to Inni będący zwierzętami, okazjonalnie pokazujący się w ludzkiej formie. Właśnie te postaci czynią trylogię Inni tak oryginalną i szalenie ciekawą. Ludzie traktowani są przez nich jak potencjalne pożywienie, a jednak wszyscy starają się ze sobą współpracować, by uniknąć niepotrzebnego rozlewu krwi.


W tym tomie znacząco zmienia się relacja pomiędzy Simonem Wilczą Strażą a wieszczką Meg Corbyn, czyli głównymi bohaterami serii. Autorce, na całe szczęście, nigdzie się nie spieszyło. Powoli, stopniowo, właściwie nie wiadomo w którym momencie, przyjaźń przeradza się w coś więcej. Osobiście spodziewałam się tego prędzej niż później, podobnie jak większość mieszkańców Dziedzińca, ale Simon i Meg są zaskoczeni takim obrotem spraw. W rezultacie ciągle dochodzi do nieporozumień i sprzeczek, co dostarczało mi nie lada rozrywki.


Nie bardzo wiedział, w jaki sposób zdołała się na nim położyć, ale nie przeszkadzał mu ani jej ciężar, ani oddech mierzwiący jego futro, ani zapach jej skóry.
Zupełnie mu to wszystko nie przeszkadzało.


Morderstwo Wron to zaskakująco ciepła książka, mimo wszechobecnych dzikich stworzeń. Pokazuje, jak trudną drogę trzeba przejść, by pokonać wrogość i zdobyć zaufanie drugiej osoby. Gorąco polecam.


Ocena: 10/10!

Pozdrawiam!


Recenzja bierze udział w wyzwaniu "Czytam Fantastykę IV".





piątek, 19 lutego 2016

"Mroczny zbawiciel. Tom I" Miroslav Zamboch


Opis z okładki:
Przykazanie pierwsze i jedyne – zabij każdego, kto chce zabić ciebie.

Świat po Krachu gorszym od ognia piekielnego. Posągi bożków i ołtarze zwycięzców legły w gruzach. Oprócz naszego świata istnieje drugi. Do ludzi zaczyna docierać, że ten drugi jest gdzieś pod spodem.

Dla niego nie ma świętości. Nie ma wroga, któremu nie można stawić czoła.

To R.C. – egzemplarz wyjątkowo mroczny. Deus ex machina. Potomek sztucznej inteligencji. Pozszywaniec z mechanicznym okiem. Ostatni sprawiedliwy. Bezwzględny likwidator upiorów i demoniej hołoty. Zawsze w towarzystwie miotacza granatów, półautomatycznej ex-śrutówki, gadającej kobyły i innych morderczych zabawek. Podrzyna gardła, rąbie głowy, gruchocze kręgosłupy. Z nonszalancją włożyłby spluwę w usta samego boga – gdyby tylko sowicie mu zapłacono.

O tym, że w jego głowie siedzi monstrum, wie tylko on. O tym, kim jest naprawdę, wiedzą nieliczni.


Moja opinia:
Sięgnęłam po tę powieść zupełnie w ciemno. Dałam się porwać chwili i sięgnęłam po pozycję, która najbardziej przyciągała mój wzrok tylko leżąc na półce w bibliotece. Co w tym najdziwniejsze, dostałam od Mrocznego zbawiciela to, czego w danej chwili oczekiwałam oczekiwałam, czyli świat dużo brutalniejszy od naszego (przynajmniej tego obecnego), gdzie tymi dobrymi są ci, którzy decydują się na mniejsze zło. W końcu przygotowując się na okres sesji, potrzebowałam wizji, która dobitnie pokaże, że zawsze może być gorzej.


Głównym bohaterem jest R.C., który kiedyś był człowiekiem, ale właściwie nic nie wie o swojej przeszłości. Wiedzę o sobie czerpie od nowo ludzi, którzy kiedyś go znali, a teraz znów pojawiają się na jego drodze. Teraz zajmuje się polowaniem na demony i na tym pragnie się skupić. Jednak zarówno osobowość z poprzedniego życia, jak i niebezpieczna część jego obecnej natury, wszyta w niego wraz z cielesnymi ulepszeniami, dają o sobie coraz częściej znać. R.C. traci powoli równowagę, kontrolę nad swoimi odruchami i zagraża również tym, których od krzywdy chce uchronić.


Otrzymujemy tutaj klasyczny przypadek bohatera z rozterkami, wybierającego pomiędzy dobrem i złem, za to w zupełnie nowej oprawie. Tutaj należą się gromkie brawa autorowi, który uchylił rąbek świata naprawdę oryginalnego. Cała rzecz dzieje się w nieokreślenie dalekiej przyszłości. Wymiar, w którym żyją ludzie nie jest już oddzielony od wymiaru opanowanego przez demony o różnej sile i poziomie okrucieństwa. Mogą one przenikać do świata ludzi, wśród nich się ukrywać i bezkarnie mordować całe wioski. Religia wygląda tutaj zupełnie inaczej niż w naszej rzeczywistości, o wiele bardziej politeistycznie. Ludzie czczą przeróżne bożki, a Jezus nie jest już tak chętny wybaczać ludziom ich zbrodnie i wstawiać się za nimi do Boga. Morderstwa, rzezie są tu na porządku dziennym, nie wspominając już o totalnej dyskryminacji kobiet i niepokojąco popularnych gwałtach. Najbezpieczniej dla nich byłoby w ogóle z domu nie wychodzić, szczerze podziwiałam ich odwagę.


Ledwie skończyliśmy, niebo rozjaśniło się jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki, chmury odsłoniły nad naszymi głowami sklepienie świata - największego ze wszystkich cmentarzy. 


Świat Mrocznego zbawiciela sprawił, że zaczęłam się cieszyć z tego, ze mam ciepłą wodę w kranie i świeże mleko w lodówce. Niektóre sceny były tak krwawe i niesamowicie brutalne, że musiałam zatrzymać się na moment i odetchnąć. Po przeczytaniu połowy powieści zaczynałam jej powoli nienawidzić. Zachciało mi się eksperymentów z czeską literaturą, to mam za swoje. Nigdy więcej!


Ale w drugiej połowie zaczęłam zauważać, że ten świat ma coś w sobie. Ci ludzie jakby żyli mocniej, bardziej w tym ubóstwie i ciągłym zagrożeniu życia. Starali się przetrwać, żyjąc z dnia na dzień. Czytając Mrocznego zbawiciela czułam, że wraz z bohaterami martwiąc się tylko o tu i teraz, z pełnym zaangażowaniem. Ze względu na te emocje postanawiam postawić tej powieści raczej wyższą ocenę niż niższą. Zdecydowanie zasłużyła na polecenie, ale raczej tym z doświadczeniem w brutalniejszej literaturze. Ci, którzy lubią od czasu do czasu poczytać o krwawej masakrze, na pewno się nie zawiodą.


Moja ocena: 7/10.

Pozdrawiam!




niedziela, 17 stycznia 2016

"Wirusy" Kathy i Brendan Reichs

Opis z okładki:
Młodzi ludzie znajdują ludzkie szczątki na małej wysepce w Karolinie Południowej, nieświadomie uruchamiając całą lawinę zdarzeń. W toku podjętego śledztwa odkrywają niewyjaśnioną zbrodnię sprzed lat. Kiedy wspólnie ratują chorego psa z laboratorium mieszczącego się na wyspie, żadne z nich nie ma już wątpliwości, że te dwie sprawy coś ze sobą łączy. Nie wiedzą jednak, że zwierzę jest nosicielem bardzo niebezpiecznego wirusa…

Tory Brennan, główna bohaterka powieści, jest zafascynowana kośćmi i martwymi ciałami równie mocno, co jej słynna ciotka, uznana antropolog sądowa, Temperance Brennan. Tory mieszka wraz z ojcem w odizolowanym od świata ośrodku badawczym, spędzając czas w towarzystwie dzieci innych naukowców. Dotychczas nie miała zbyt wielu okazji do wykazania się niezwykłą wiedzą, Aż do tej pory. Ona i czwórka jej przyjaciół są w śmiertelnym niebezpieczeństwie!


Moja opinia:
Po Wirusy sięgnęłam z czystej ciekawości. Po kryminały sięgam rzadko, a z tymi, które bazują na wiedzy z medycyny sądowej, jeszcze się nie stykałam. Z tym większą przyjemnością oznajmiam, że mój "pierwszy raz" oznajmiam za jak najbardziej udany.


Tory Brennan wiedzie dość nietypowe życie. Po śmierci matki zamieszkała z ojcem na małej wyspie, na której mieszka tylko parę rodzin. Jest miłośniczką biologii i zagorzałą fanką pracy swojej ciotki, słynnej antropolog, Temperance Brennan. Wraz z przyjaciółmi lubi spędzać czas na włóczeniu się po wyspie. Podczas jednej z wycieczek w ich ręce wpadają zabrudzone nieśmiertelniki, które w naturalnych okolicznościach nie miały prawa znaleźć się na wyspie. Ciekawość i potrzeba rozwiązania tajemnicy nieśmiertelników może kosztować Tory i jej przyjaciół nawet własne życie. 


Zacznę od wad, bo mimo wszystko, książka nie jest idealna. Osobowość Tory czasami irytowała. Była pewna siebie, często aż nadto. Natomiast pozostałe postacie były skonstruowane świetnie, bez zarzutów. Nie ma tu żadnych przypadkowych zdarzeń czy osób spotkanych na swej drodze. Wszystko się ściśle ze sobą łączy, splata w jedną całość, której skomplikowaną konstrukcję widzimy w pełni dopiero na końcu książki. Nie czułam się ani przez moment przytłoczona informacjami lub zirytowana ich brakiem. Wszystkiego dowiadywałam się w swoim czasie, a jednocześnie wciąż czułam głód wiedzy i chciałam rozwiązać zagadkę śmieci Katherine Heaton równie mocno, jak Tory.


Czy wspomniałam już, jak bardzo podobały mi się postacie? Zarówno pierwszoplanowe, jak i drugoplanowe. Niektórych rozgryzałam przez całą powieść z marnym skutkiem, a innych polubiłam w momencie, w którym się pojawiali. To tego ta wciągająca intryga. Parę razy udało mi się odgadnąć, co też się stanie parę stron dalej, ale nie zepsuło mi to świetnej zabawy. 


Pomysł na ten konkretny wirus, który się tutaj pojawia i na skutki uboczne, które w ludziach wywołuje uważam za główną zaletę tej książki. Na tym kończę zachwyty, ponieważ nie miałabym żadnych szans na uniknięcie spoilera. Natomiast ci, którzy czytali, muszą się zgodzić, że lśniące złotem oczy robiły wrażenie. 


Być może znawcy literatury kryminalnej nie znajdą w Wirusach niczego zaskakującego, a mordercę potrafiliby wskazać już po pierwszym rozdziale, ale mimo wszystko polecam tę powieść nawet wam - Tory i jej kumple mogą was jeszcze zaskoczyć. Spędziłam z nimi kilka ekscytujących wieczorów  i chętnie spędzę jeszcze pare z kolejną częścią.


Moja ocena: 8/10.

Pozdrawiam!


piątek, 1 stycznia 2016

"Na ostrzu noża" Patrick Ness


Opis:
Todd Hewitt jest jedynym chłopcem w osadzie pełnej mężczyzn. Odkąd osadnicy zostali zarażeni Szumem, Todd słyszy wszystko, co mężczyźni myślą, a oni słyszą wszystko, co myśli on. 


Za miesiąc Todd ma stać się mężczyzną, ale wśród otaczającej go kakofonii orientuje się, że mieszkańcy osady coś przed nim ukrywa – coś tak strasznego, że Todd zmuszony jest uciec wraz ze swoim psem, którego prosty, lojalny głos również słyszy.

Ścigani przez wrogo nastawionych osadników, natrafiają na dziwną, milczącą istotę: dziewczynę. Kim ona jest? Dlaczego nie została zabita przez chorobę, tak jak wszystkie inne kobiety w Nowym Świecie? 

Chropowata narracja Todda wciąga czytelników w zapierającą dech podróż, w toku której chłopiec stojący u progu dorosłości musi się oduczyć wszystkiego, co zna, aby pojąć, kim naprawdę jest.


Oto, czego się uczę w kwestii radzenia sobie po tym, jak cię wykopią w świat. Nikt nic dla ciebie nie zrobi. Jeśli sam czegoś nie zmienisz, nie będzie zmienione.


Moja opinia:
Spędziłam z tą książką dwa wspaniałe wieczory, zupełnie oderwana od rzeczywistości. Na ostrzu noża wciągnęło mnie w swój świat nagle i całkowicie, zaskakując swoją odmiennością.


Opis z okładki był dla mnie mylący. Niby napisane jest, że ludzie zostali zarażeni Szumem i słyszą co pozostali myślą. Ale nie bez powodu ta umiejętność nazywana jest chorobą a nie darem, choć dla wielu czytanie w myślach jest kuszące. Myśli ludzi nie są bowiem przejrzyste. Stanowią plątaninę wielu zdań i obrazów pojawiających się w tym samym czasie, złożonych z wspomnień i wyobrażeń. W dodatku szumią wszyscy, nawet zwierzęta. I nie ma dokąd od niego uciec, można się jedynie przyzwyczaić. 


Szum to nieprzefiltrowanych człowiek, a bez filtra człowiek to tylko ruchomy chaos. 


W tym okropnym świecie, podczas ucieczki od śmierci i wojny, rodzi się przyjaźń. Bardzo powoli, mimo aury nieufności. Todd, ostatni chłopiec w osadzie i Viola, pierwsza dziewczyna, jaką spotyka, są zdani tylko na siebie. Pomagają sobie nawzajem w przeżyciu i są dla siebie oparciem. Wiele razy spotykałam się z opisami budzącego się uczucia, ale tym razem było w nim coś wyjątkowego. W końcu Viola słyszała wszystko co się w umyśle Todda działo, a on wiedział tylko tyle, ile dziewczyna mu mówiła, jeśli już zdecydował się jej zaufać.


Znam ją tylko od trzech dni, obczajcie? Trzy, kuźwa, dni z całego mojego życia, ale jest tak, jakby nic z tego, ci się działo wcześniej, tak naprawdę się nie wydarzyło. 


Napięcie w Na ostrzu noża jest budowane w mistrzowski sposób. Dziesiątki stron czytałam z zapartym tchem. Zanim zdążyłam się zorientować, wystygała każda kawa, którą zamierzałam w międzyczasie popijać. A ja dalej czytałam i czytałam, nie raz oszukując troszkę i śledząc  na szybko dialogi w kolejnym rozdziale, byleby wreszcie się dowiedzieć, dlaczego Todd musi uciekać lub co się właściwie z wszystkimi kobietami stało. 


Na ostrzu noża to jedna z najciekawszych i najlepiej skonstruowanych antyutopijnych powieści jakie dotąd czytałam. Największym jej atutem są bohaterowie z krwi i kości, z problemami i pragnieniami, do których od razu się przywiązałam. Najchętniej sięgnęłabym natychmiast po drugą część serii, ale niestety nie została jeszcze w Polsce wydana. Z całego serca zachęcam do sięgnięcia po Na ostrzu noża, a mi pozostaje polowanie na angielskie wydanie.


 Moja ocena: 10/10!


Pozdrawiam!




Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...