Lata 70. XX wieku. Kalkuta. Miasto, które zdaje się nie kończyć. Tak samo, jak nie kończą się rozległe dzielnice biedoty toczone przez choroby i nieszczęścia ich mieszkańców. Kalkuta przytłacza i onieśmiela, odrzuca i przyciąga jednocześnie.
Robert Luczak, wysłannik amerykańskiego czasopisma literackiego, udaje się tam wraz z żoną i maleńką córeczką. Jego celem jest pozyskanie praw do publikacji najnowszego poematu jednego z największych indyjskich poetów. Szkopuł w tym, że poeta ów – Das – przepadł bez wieści kilka lat wcześniej i powszechnie uważany jest za zmarłego. Luczak wplątuje się w intrygę, którą zaplanowali czciciele potężnej patronki miasta, krwawej i okrutnej Kali… bogini bólu i zniszczenia, czasu i śmierci, bezlitosnej pani kosmicznego ładu. Luczak stanie oko w oko z tajemnicami, których poznanie sprowadzi najprawdziwszy horror na niego i jego rodzinę.
„Pieśń bogini Kali” to nagrodzona World Fantasy Award za rok 1986 debiutancka powieść Dana Simmonsa („Terror”, „Abominacja”, cykl „Hyperion”) w nowym tłumaczeniu Janusza Ochaba, wzbogacona ilustracjami Macieja Kamudy.
Czułem jak moja skóra dosłownie marszczy się z obrzydzenia.
Moja opinia:
Świetnie napisana, mroczna historia z motywem kultu hinduskiej bogini. To moje pierwsze spotkanie z Danem Simmonsem, jego debiutem, i już wiem skąd zachwyty nad dziełami autora.
Było w Kalkucie coś, co oddziaływało bezpośrednio na najmroczniejsze regiony mojego umysłu.
Poszło zbyt łatwo.
Czytało mi się tę pozycję bardzo szybko. Autor maluje obraz Kalkuty wyraziście, charakterystycznie i przerażająco. Tłumy ubogich, brud i wszechobecny tłok. Miasto przytłacza, jego mieszkańcy wzbudzają współczucie, a poczucie niebezpieczeństwa osacza. Akcja nie pędzi na łeb na szyję. Stopniowo rozwija się od pierwszego rozdziału, by w głównej części powieści utrzymywać stały i szybki poziom, a w finale zwalnia, zatrzymując się z gracją.
Wciąż uważam, że niektóre miejsca są tak nikczemne, że nie da się ich znieść.
"Pieśń bogini Kali" to kawał dobrej literatury grozy. Zdecydowanie warto poznać. Lektura obowiązkowa dla fanów gatunku. Mroczna Kalkuta robi wrażenie. Pozostałe głośne tytuły Dana Simmonsa z marszu trafiają na moją listę must read. Polecam!
Ja jeszcze nie przeczytałam ,,Abominacji", a mam ją od miesiąca premiery. Co do ,,Pieśni bogini Kai" to pewnie po nią w końcu sięgnę.
OdpowiedzUsuńKsiążki jak narkotyk
Skorzystam z polecenia. Lubię "indyjskie" klimaty. Pozdrawiam !
OdpowiedzUsuńSłyszałam już o tej książce, a ta recenzja jeszcze bardziej zachęca. ;) Może kiedyś sięgnę.
OdpowiedzUsuńNie mój klimat, ale może to ten moment, żeby spróbować czegoś nowego? :)
OdpowiedzUsuńNie do końca moje klimaty, ale brzmi naprawdę przekonująco :)
OdpowiedzUsuńTym razem odpuszczam.
OdpowiedzUsuńMam tą książkę na oku i mam nadzieję, że znajdę dla niej czas.
OdpowiedzUsuńTa okładka to ogień! :D Książkę na pewno mam w planach.
OdpowiedzUsuńWitam serdecznie ♡
OdpowiedzUsuńWow, sama okładka wygląda niesamowicie, jestem bardzo ciekawa zawartości :) Przyznam, że pierwszy raz słyszę o tym tytule, ale bardzo mnie zaciekawił. Wspaniała recenzja!
Pozdrawiam cieplutko ♡
Mam ją na swojej liście do przeczytania jak i wszystkie nowości tego wydawnictwa.
OdpowiedzUsuńOstatnio gdzieś się spotkałam z recenzją tej książki- i już wtedy mnie kusiła - Twoja recenzja zdecydowanie udowadnia mi ,że ta pozycja to coś zdecydowanie dla mnie :)
OdpowiedzUsuńNa razie mam fazę na czytanie poradników. Nie znam ani tej książki ani jej autora ;)
OdpowiedzUsuńTo już któraś recenzja tej książki, na którą natykam się w poszukiwaniu interesującego umilacza wieczoru. Przyznam, że ,,kraj kontrastów" nigdy nie był celem moich umysłowych eskapad turystycznych, ale może taka interpretacja hinduskiej mitologii zmieni nieco ten stan :)
OdpowiedzUsuń