Akcja rozgrywa się w niedalekiej przyszłości, kiedy to wszystkie religie zostają zdelegalizowane, a dotychczasowy system ulega rozpadowi. Grupa Świadków Jehowy ucieka do leśnej osady, gdzie próbuje, w trudnych warunkach, przeczekać czas pozostały do bliskiego, według nich, Armagedonu. Niestety koniec świata nie nadchodzi, a ich problemy narastają. Mieszkańcy osady powoli ukazują swoje prawdziwe oblicza - jedni dobre, drudzy złe. Zachodzi w nich również przemiana duchowo-moralna.
Nie da się tego zatrzymać.
Moja opinia:
Przyjemna, ciepła i bardzo pouczająca historia o ludziach, którym przyszło żyć w trudnych okolicznościach. W każdym ujawniły się uśpione dotąd cechy, dobre lub złe. Wciągnęłam się w ich historię bardziej, niż się spodziewałam.
Liczyło się tylko tu i teraz.
Książka opowiada o losach grupy ludzi, którzy z powodu delegalizacji religii i represji władzy wobec wszelkich wyznań szukają schronienia w pewnej leśnej osadzie. Niektórzy znali się wcześniej, inni nie. Dobrzy ludzie przygarniają przybyłych pod swój dach, i choć warunki są trudne, muszą się zmieścić na bardzo małej przestrzeni, próbują współpracować i przetrwać w oczekiwaniu na nadchodzący Armagedon.
Takim rozpieszczonym przez życie osobom
nie da się pomóc.
Tak, jak autorka zapewniała, relacje międzyludzkie są elementem napędzającym tę historię. Konflikty, które pod wpływem presji trudnych warunków narastały w bohaterach były tym, co przyciągało mnie do tej książki i nie dawało się oderwać. W tej historii nie brakuje postaci szlachetnych, pomocnych, o kochających sercach. Jednak u kilku osób ujawniła się samolubność, słabość, brak poczucia wspólnoty. Odmienne punkty widzenia ścierały się bezlitośnie, a ja z ciekawością śledziłam, kto tym razem będzie górą.
Każdy ma w sobie i dobro, i zło,
zależy, co w danej chwili do siebie dopuści.
Niekiedy język sprawiał, że traciłam wątek. Część zdań była w moim odczuciu skonstruowana nieintuicyjnie. Niektóre skróciłabym lub miejscami użyłabym innego słowa. Wybijały mnie z rytmu na moment. Zaraz jednak wracałam myślami do osady, ciekawa jakież to ziółko tym razem wyjdzie z tych ludzi. Była to więc wada, na którą przymykałam oko i nie dawałam się zrazić. Z drugiej strony widać, że autorka chciała w swym tekście przekazać jak najwięcej życiowej mądrości, uniwersalnej względem religii, prawdziwej w każdych okolicznościach. To ważna zaleta tej pozycji. Zaznaczyłam znacznie więcej ciekawych cytatów, niż zawarłam w tym wpisie.
Jednak to, czy będziemy się cieszyć, czy smucić, zależy wyłącznie od nas samych.
"Czekając na Armagedon" to pozycja oryginalna, lekka, a jednocześnie z godnym zapamiętania przesłaniem. Cieszę się bardzo, że miałam szansę ją poznać. Polecam gorąco - czasem warto wyjść poza swoją strefę komfortu i poszerzać czytelnicze horyzonty ;)
Książka wydaje się być bardzo ciekawa. Nie znam twórczości Autorki. Chyba czas to zmienić. Pozdrawiam serdecznie!
OdpowiedzUsuńCiekawy pomysł z tym wątkiem religijnym. Pomijając język to dla bohaterów mogłabym po nią sięgnąć.
OdpowiedzUsuńKsiążki jak narkotyk
Brzmi oryginalne. A ten cytat jest bardzo prawdziwy: "Każdy ma w sobie i dobro, i zło, zależy, co w danej chwili do siebie dopuści".
OdpowiedzUsuńMoże faktycznie masz rację. Czasami naprawdę warto wyjść poza swoje horyzonty. :)
OdpowiedzUsuńMyślę, że gdyby nie Twoja recenzja, nie sięgnęła bym po tę książkę, a teraz bardzo chcę ją przeczytać.
OdpowiedzUsuńChyba to jednak książka nie dla mnie.
OdpowiedzUsuńCiekawy pomysł na książkę, chociaż chyba nie moje klimaty :)
OdpowiedzUsuńCałkiem ciekawy koncept, a jakie wydawnictwo opublikowało tę książkę?
OdpowiedzUsuń