Zima na przełomie 1972 i 1973 roku. Cierpiący na zespół stresu pourazowego, wycieńczony psychicznie i fizycznie weteran wojny wietnamskiej, Austin Fletcher, dziedziczy po swoim zmarłym w walce przyjacielu Maynardzie dom, mieszczący się w lesie na głębokiej prowincji stanu Maine. Budynek jest bardzo stary i rzekomo nawiedzony – legenda głosi, że w czasach, gdy purytanie urządzali procesy czarownic, na drzewie znajdującym się w okolicy posesji powieszono wiedźmę. Podobno drzewo to nie rzuca cienia…
Austin nie wierzy w duchy, nawiedzenia i czarownice, jednak gdy potężna burza śnieżna odcina go od świata, w domu zaczyna dochodzić do zdarzeń, przy których piekło wojny w Wietnamie wydaje się być niewinną igraszką.
Uważam, że karty już dawno rozdano,
a my tylko podbijamy stawkę i nie mówimy pas.
Moja opinia:
Na początku zadziwiająco spokojna, a z czasem niezwykle angażująca historia. Napięcie budowała powoli, ale konsekwentnie i bardzo skutecznie. Od połowy do finału właściwie nie mogłam się oderwać.
Jako żołnierz wiedział, że szybka i bezosobowa śmierć lepsza jest
niż śmierć, która wyróżnia nas z tłumu,
przychodzi powoli i przedłuża swoją obsceniczną obecność.
Myślę, że żeby go zobaczyć, trzeba uwierzyć.
Bohater do tytułowego domu dociera dopiero w okolicy siedemdziesiątej strony. Do tego czasu w drodze do celu zdążył już poznać kilku ciekawych bohaterów i przeprowadzić wiele bardzo interesujących rozmów. Dialogi są dla mnie największą zaletą tej powieści. Niezwykle błyskotliwe, szybko wymieniane krótkie zdania. Każda z rozmów to gra słów, zabawa, w której wszyscy bohaterzy są zwycięzcami.
Austin, mówię ci, mam przeczucie, że będę żyć wiecznie,
ale równie dobrze mogę się mylić.
Dobrze wiedział, że podjął się niewykonalnego zadania,
że myśliwy był zdobyczą, a strzała - celem.
To jeden z tych horrorów, w którym ma się wrażenie, że wszyscy bohaterzy, poza główną postacią, są wtajemniczeni i wiedzą, co się święci. Bohater ulega swej impulsywności i idzie tam, gdzie nie powinien, pchany jakąś niezrozumiałą siłą, której istota zostanie ujawniona dopiero w finale. A finał okazał się dla mnie w pełni satysfakcjonujący. Wszystko, co dotąd wydawało się dziwne, niezrozumiałe nabrało głębi i sensu.
Dom to coś w rodzaju specjalnego kącika we wszechświecie.
Polecam tę lekturę gorąco. "Dom Maynrda" to pozycja zdecydowanie warta uwagi. Choćby dla dialogów, które są po prostu złotem. Dla nich kiedyś chętnie zrobię reread.
Pozdrawiam!
Brzmi intrygująco. Dawno nie czytałam literatury grozy, więc może zapiszę sobie tytuł. :)
OdpowiedzUsuńLiteratura grozy potrafi być wciągająca. Jednak nie dla mnie ta książka tym razem. Pozdrawiam w trakcie sprzątania, potem zakupy ;-)
OdpowiedzUsuńUwielbiam horrory. Zapisuję sobie tytuł.
OdpowiedzUsuńRaczej nie sięgam po horrory, ale mam pewien sentyment do historii o nawiedzonych domach i innych miejscach. Fabuła wydaje się interesująca, więc nie wykluczam lektury. :)
OdpowiedzUsuńPrzyznam, że dawno nie czytałam horroru, więc mogłabym się skusić na tę książkę.
OdpowiedzUsuńTa książka najbardziej mnie ciekawi z wszystkich innych premier wydawnictwa Vesper.
OdpowiedzUsuńRzadko teraz sięgam po ten gatunek, ale może to zmienię :)
OdpowiedzUsuńPierwszy raz czytam recenzję, w której ktoś zachwyca się aż tak dialogami. Ksiązki nie miałam w planach, ale chyba zrobię wyjątek. :)
OdpowiedzUsuńMam już ten tytuł na swojej liście.
OdpowiedzUsuńOficjalnie przeczytałam w życiu jeden horror - "Lśnienie" Kinga i jakoś mnie do siebie nie przekonał ten gatunek, ale może mogłabym dać mu jeszcze jedną szansę. Zapiszę sobie ten tytuł na liście do przeczytania i kiedy najdzie mnie chęć na trochę strachu to przeczytam :)
OdpowiedzUsuńBędę miała na uwadze tę książkę.
OdpowiedzUsuńPo tej recenzji aż żałuję, że nie przepadam za horrorami!
OdpowiedzUsuńZapowiada się niezła lektura. Chętnie po nią sięgnę :)
OdpowiedzUsuńwow!!!
OdpowiedzUsuń